poniedziałek, 21 maja 2012

3. Live

Tematyką trzeciego live byli giganci. Nie byłam do końca zadowolona z giganta, którego dostałam, gdyż wolałabym zaśpiewać coś mocniejszego niż Cher. Niestety program jest programem i rządzi się swoimi prawami, więc trzeba się z tym pogodzić. Standardowo największym problemem i tak okazał się być strój. Zostałam wsadzona w zupełnie nie swoje klimaty i musiałam przy tym zachować jeszcze dobrą minę. Byłam strasznie zbulwersowana, że dałam się zmienić w ostatnim odcinku i chciałam tym razem zostać przy ubraniach, z którymi utożsamiam się bardziej, a tym czasem ubrano mnie w złote legginsy, błyszcząco miedziane buty i złoty gorset. Być może byłabym w stanie zaakceptować ten cały look, gdyby nie to, że nienawidzę złota. Gdyby cała kolorystyka została zmieniona na fiolet, byłabym szczęśliwa... Niestety nie pasowałabym wtedy do tła i tancerek. Wtedy przeszłam takie pierwsze mocne załamanie. Nie dość, że zaczęłam tracić głos, to jeszcze czułam, że wyglądam żałośnie, a co najgorsze nie mogę nic z tym zrobić. Chyba nikt kto widział mój występ na próbie, nie spodziewał się, że cokolwiek z niego wyjdzie, bo było na prawdę fatalnie. W końcu Tatiana wzięła mnie w garść, pokazując na nagraniu, jak komponuję się w tym stroju z całą resztą. Nie wyglądało to aż tak źle jak w lustrze, więc odpuściłam i zostałam w tym stroju.
Tutaj można obejrzeć występ:
 






Jak już wcześniej wspominałam, to, że Biby nie ma już w programie, nie oznacza, że nie ma go z nami. Przyjeżdża praktycznie codziennie, gdy mamy próby do live i robi rozróbę- jak to Biba.
Tym razem zrobiliśmy sobie wycieczkę do Grójca- krainy jabłek. Odwiedziliśmy słynną babcię Biby oraz jego przyjaciół. Wycieczka była jak najbardziej udana. Nie zabrakło śmiechu i radości. O godz. 1 w nocy Cynia (u której się gościliśmy), zrobiła mi brwi, które widać wyżej na załączonym obrazku ;)




2. Live

Od drugiego live zaczęłam przechodzić pierwsze metamorfozy. Jako, że był to odcinek w stylu disco, trzeba było zmienić dotychczasową stylówę... Oczywiście nie przyszło mi to wcale łatwo. Nie obyło się bez krzyków i dąsów na kostiumografa, a później na fryzjera. Nie przywykłam do noszenia cekiniastych kiecek, a już na pewno nie miałam nigdy na głowie loków (nie licząc Pierwszej Komunii Świętej). Tak przeżywałam te loki na głowie, że od kręcenia się przez przypadek fryzjerka upaliła mi ucho lokówką (co jest nawet zabawne... :D). Moje całe niezadowolenie widać w kulisach: [ http://xfactor.tvn.pl/wideo/1,1,zobacz-co-dzialo-sie-za-kulisami-drugiego-odcinka-x-factor-na-zywo,144139.html ]
Miałam zupełnie inną wizję na ten live, ale niestety legła w gruzach i musiałam pogodzić się z tym, co mi wcisnęli. Byłam z tego powodu bardzo nie zadowolona i czułam się fatalnie, ale miałam jeden cel- dobrze zaśpiewać. Przed występem trochę wahałam się, jak odbiorą mnie ludzie, bo przecież totalnie się odmieniłam, czego nigdy nie chciałam. Z perspektywy czasu nie boli mnie już tak bardzo ten look, a wykonanie "I will survive" oceniam jako najlepszy mój występ do tej pory (pod względem wokalnym). Standardowo haterzy będą się czepiać, że śpiewam z manierą, duszę się i kto wie co tam jeszcze, ale ja jestem z tego występu bardzo zadowolona :)
Tutaj można obejrzeć występ: [ http://xfactor.tvn.pl/wideo/1,1,ewelina-lisowska-w-wydaniu-disco,143074.html ]

W tym odcinku pożegnaliśmy BIBę, który pomimo tego, że nie ma go już oficjalnie w programie, cały czas fizycznie jest z nami i dowozi słynne jabłka z Grójca :)








środa, 25 kwietnia 2012

1 live.

Jest mi na prawdę bardzo ciężko napisać ten post, bo działo się przez ten tydzień tyle, że nie sposób wszystko tu ująć. Postaram się jednak przybliżyć Wam moje przygotowania do pierwszego live.

Do Warszawy dotarłam już w niedzielę, aby spokojnie w poniedziałek z rana udać się na kręcenie wizytówek. Kręciliśmy je cały dzień, a co najlepsze Wy widzicie z nich jedynie 2 sekundy. Zaczęło się mało sympatycznie, bo kiedy zobaczyłam ubrania przeznaczone dla mnie na wizytówki, byłam wstrząśnięta. Nie dość, że były kompletnie nie w moim stylu, to jeszcze były gorsze od moich własnych. Zawsze myślałam, że skoro to telewizja to wszystko jest z najwyższej półki- niestety nie dla nas. Uniknęłam założenia jakiejś białej, przypominającej łabędzia sukienki i weszłam w fioletowe rurki i kurteczkę z gwiazdkami. Na całe szczęście miałam własne buty, więc nie było mi aż tak źle.
Nie myślcie, że jestem jakąś rozpieszczoną panienką- po prostu nie lubię, kiedy ktoś wciska mi coś na siłę i mówi, że to wygląda dobrze, a mi się to w ogóle nie podoba. Co by się nie działo, przebrać się nie dam.

                                źródło: Grzegorz Press | TVN

Po wyczerpującym dniu zdjęciowym pojechaliśmy do hotelu, a już następnego ranka szykowaliśmy się na konferencję prasową. Zostałam wytypowana do zaśpiewania piosenki, co nie bardzo było mi na rękę, gdyż mało spałam, a to jakoś wpływa na głos. Nie było jednak wcale tak źle. Dałam radę zaśpiewać bez większych nieczystości i załamań głosu. Na konferencji puszczali krótkie filmiki o każdym z uczestniku. Szczerze przyznam, że były dla mnie wzruszające, ale w niektórych momentach również zabawne. Po całym zamieszaniu zaczęło się jeszcze większe, czyli fotoreporterzy i wywiady. Udzieliłam chyba z 10, a nawet już nie pamiętam komu. To było bardzo dziwne, kiedy stawało się na ścianie i banda fotoreporterów robiła zdjęcia, a każdy chciał, żebym patrzyła w jego stronę. Na pewno była to duża nowość w moim życiu. Niemniej jednak było miło.




Następnie udaliśmy się na promocję do sklepu River Island, gdzie dostaliśmy bony na zakupy i szaleliśmy do wieczora, żeby je wykorzystać. Sama się sobie dziwię, ale udało mi się wszystko wykorzystać, a nawet i przekroczyć lekko kwotę. Prawdę mówiąc sama nigdy nie poszłabym tam na zakupy, ale skoro już musiałam je tam zrobić, to coś się dla mnie znalazło :D



W środę mieliśmy próby wokalne z trenerem, a po nich urządziliśmy małą imprezkę z okazji urodzin 2/3 The Chance :) Całe 21 osób siedziało w 2 osobowym pokoju. Był tort, śpiewanie, a nawet na deser zjawił się Czesław Mozil z bukietami róż dla solenizantek. Integrowaliśmy się tak do późnych godzin, a następny dzień znowu zaczynaliśmy od lekcji wokalu.

W piątek mieliśmy już próby w studio TransColor, gdzie kręcony był live ( http://xfactor.tvn.pl/wideo/1,1,3-2-1-live-zobacz-proby,137196.html). Na całe szczęście ubranie, które miałam przygotowane było spoko. Kiedy dobrze czułam się w swoim stroju, nie było już nic co mogło pójść nie tak. Tego samego dnia ćwiczyłam z tancerzami swój mini układ choreograficzny. Po próbach w studio udałam się do fryzjera i przystrzygłam swoje piórka.

W sobotę od samego rana mieliśmy próby w studio. Zahaczyłam jeszcze rano o Dzień Dobry TVN (byłam w relacji z prób). Później wszystko toczyło się już dokładnie tak jak to widzicie w tv. Nie ma żadnych oszustw, wszystko leci o dokładnym czasie. Kiedy jest się za kulisami to czas biegnie o wiele szybciej. Musimy być cały czas w gotowości do wyjścia (http://xfactor.tvn.pl/wideo/1,1,jest-dobrze-jest-niesamowicie-jest-ewelina-lisowska,138065.html). Nie miałam jakiejś wielkiej tremy przed występem, większy stres był podczas wyczytywania kto przeszedł. Nie da się ukryć, że przez ostatni tydzień bardzo się wszyscy razem zżyliśmy i tak na prawdę kto by nie odpadł to byłoby źle. Program jest jednak programem i musi toczyć się dalej. Gdy usłyszałam swoje nazwisko, z ulgą opuściłam scenę. Później udzieliłam kilka wywiadów ( http://www.youtube.com/watch?v=mXaZAjFEDNg), przypozowałam do zdjęć i mogłam przywitać się z moimi przyjaciółmi.
Warto dodać, że rozdałam jeszcze parę autografów i nie są to wcale rurki z kremem- szczególnie przy którymś z kolei :D




niedziela, 15 kwietnia 2012

You lost me.

Ostatnie dni były dla mnie bardzo pracowite. Nie dość, że musiałam przygotowywać się do pierwszego live, to jeszcze miałam na głowie sesję zdjęciową i nagranie dla Was coveru!
Z samego rana w piątek wybrałam się na sesję zdjęciową, która wbrew pozorom była bardzo męcząca. Musiałam się nieco powyginać i trochę poskakać, ale jestem z niej bardzo zadowolona :)
Oto pierwsza fotka z sesji, niebawem kolejne!

http://www.facebook.com/FugaStudio

Po skończonej sesji pojechałam na kolejną, ale tym razem nagraniową. Możecie stwierdzić, że jestem bardzo przewidywalna- kolejny raz wybrałam piosenkę Christiny Aguilery. Sądzę jednak, że jej utwory bardzo do mnie pasują i jestem w stanie je dobrze zaśpiewać, stąd moja decyzja. Mam nadzieję, że Was nie rozczarowałam i cover się spodobał :)

 

Mam dla Was jeszcze parę fotek z backstage :)




Aktualnie jestem sobie już w Warszawie, gdyż od jutra zaczynamy pełną parą przygotowania do X-Factor live! Szczerze przyznam, że trochę się tego wszystkiego boję. Takie śpiewanie na żywo, na pewno będzie dla mnie niesamowitym przeżyciem. Mam nadzieję, że jednak wszystko pójdzie dobrze, bo ostatnio ciężko nad sobą pracuję. Jest mi niezmiernie miło, że tyle osób jest ze mną i mnie wspiera. Nie przyszłam tutaj po wygraną, przyszłam zrobić swoje. Nie ważne jak ten program się potoczy, ja będę nadal taka sama i wciąż będzie we mnie muzyka. Pamiętajcie o tym.

sobota, 14 kwietnia 2012

Judges' Houses.

Przyszła pora na moją relację z Domów Jurorskich! Trzeba dodać, że zanim wyjechałam do Warszawy, musiałam się solidnie przygotowywać. Nie znam się na technikach śpiewu i tak na prawdę nic o nim nie wiem. Stwierdziłam, że przyda mi się pomoc... Z tego względu poszłam na lekcje śpiewu do VoiceOn (http://voiceon.pl/). Zwykle kojarzyłam sobie tego typu lekcje z nudą, klasycznym śpiewaniem i ćwiczeniem nudnych wprawek. Tu natomiast było inaczej! Jako, że szkoła posługuje się zachodnimi metodami, można się tam nauczyć kompletnej techniki wokalnej, czyli nawet growlu! Byłam w niebo wzięta- od razu wiedziałam, że to jest dla mnie. Po każdej lekcji czułam, że wiem więcej i więcej potrafię. W chwili dzisiejszej jestem w pełni zadowolona z tego, czego się tam nauczyłam i nie zawaham się tego użyć ;) Bardzo polecam tę szkołę- na pewno się nie zawiedziecie!

Kiedy już byłam cała gotowa, piosenka była dopracowana, a sukienka wisiała w szafie i czekała na tę chwilę, mogłam spokojnie wyjechać.
Byłam w Warszawie dzień wcześniej, bo od rana trwały nagrania. Całe szczęście hotel mieliśmy zapewniony, a w zasadzie to apartamentowiec! Każdy mógł w spokoju przygotowywać się na występ, choć na chwilę relaksu nie można było sobie pozwolić.
Pierwszego dnia pobudka z samego rana i kręcenie scen wychodzenia z hotelu, przyjazdu do domu jurora i wszelkich wywiadów. Niby to nic takiego, ale dzień był pracowity i męczący. Kiedy wieczorem wróciłam do apartamentu, nie marzyłam o niczym innym niż sen. Niestety nie mogłam w spokoju odpocząć, bo w nocy wtargnął do mnie niezapowiedziany gość, czyli BIBa! Niektórzy mają do niego jakieś dziwne uprzedzenia, że niby gwiazdorzy i się popisuje... Nic z tego nie jest jednak prawdą. Biba to bardzo fajny gość, a wszystko co robi wynika tylko z jego nadmiernej nadpobudliwości. Nie wyczułam w nim ani grama gwiazdorstwa. Wierzcie mi- on nie robi tu nic na pokaz, na żywo jest równie "pokręcony" ;) Tak więc, gdy odwiedził mnie BIBa obgadaliśmy sobie wiele spraw i dał mi tego dnia niesamowite wsparcie- zarówno jak i dnia następnego, kiedy zadzwonił rano i powiedział, że trzyma za mnie kciuki!

Drugiego dnia było spotkanie z Tatianą i jej nauczycielką śpiewu- Veroną. Verona przeprowadziła z nami takie małe warsztaty. Próbowała nas rozluźnić, a przede wszystkim nasze gardła. To bardzo pozytywna kobieta! Po warsztatach zostało nam już tylko przygotowanie się do występu.

                                                           źródło: Grzegorz Press | TVN

Całe szczęście makijaż mieliśmy tam zapewniony, więc nie trzeba było samemu się z tym użerać. Niestety nie mogłam pozwolić sobie na zmianę fryzury, bo nie miałam już na to czasu. Wszystko toczyło się tak szybko, że ledwo zdążyłam założyć sukienkę. W końcu sam występ... Pomimo tego, że dużo ćwiczyłam, bardzo się stresowałam. Sama nie wiem czego. Być może nie przywykłam do takich kameralnych występów i jakoś źle się z tym czułam. Zeszłam cała sztywna i zaczęłam śpiewać. Miałam nadzieję, że to się zmieni, kiedy zacznę śpiewać. Niestety tak się nie stało. Z każdą nutą czułam, że jest źle, że to nie tak jak ćwiczyłam.
 ( Występ: http://xfactor.tvn.pl/wideo/1,1,zestresowana-ewelina-lisowska,131344.html )
Z min Tatiany i Verony nie można było za dużo wyczytać. Nie miałam pojęcia czy im się to podoba czy nie, a tak bardzo chciałam przekazać im swoje emocje. Czegoś jednak mi zabrakło. Nie wiem czy to ich spojrzenia mnie paraliżowały... Po prostu nie czułam się sobą, nie czułam, że śpiewam. Wyszłam taka zrezygnowana, bo przecież na próbie wychodziło mi to o wiele lepiej... Poszłam na obiad i nie wytrzymałam tej presji. Wiedziałam, że dużo osób żyło moim występem i bardzo mi pomagało w przygotowaniach do niego. Nie chciałam ich zawieść, a czułam, że nie dałam z siebie wszystkiego. Było mi tak smutno z tego powodu. Czułam, że zawiodłam samą siebie. Nie wytrzymałam i popłakałam się nad talerzem pełnym ziemniaków, mięsa i fasolki. Później nie było wcale lepiej. Kiedy wzięto nas na "wywiad" przed ogłoszeniem wyników i pytano jak się czujemy itp, tak bardzo byłam z siebie niezadowolona, że im dłużej o tym mówiłam, tym bardziej było mi źle. W tym momencie popłakałam się po raz drugi. Nie chciałam zawieść tych, którzy we mnie wierzą. Nie chodziło tu już o samo przejście dalej, tylko o to, że nie dałam z siebie 100%.


Przed samym ogłoszeniem wyników miałam bardzo mieszane uczucia. Nie wiedziałam czego się spodziewać, bo wszyscy tak genialnie śpiewali, że sama miałabym problem w wyborem. Na ogłoszenie wyników poszłam pierwsza. Zaczęło się od tego, że Tatiana mówiła o tym jak bardzo spodobałam się na castingu i jak świetnie poradziłam sobie na bootcampie i na dzisiejszych warsztatach z Veroną. Następnie powiedziała, że po dzisiejszym występie miała nade mną znak zapytania- w zasadzie ja sama miałam nad sobą znak zapytania... Podziękowała mi za udział i powiedziała, że nie przechodzę. Przyjęłam to na klatę. Już byłam gotowa do wyjścia, kiedy Tatiana zaczęła kontynuować: To nie był Twój czas... Twój czas będzie 21 kwietnia na live :) W tym momencie kolejny raz w tym dniu się poryczałam. Aż mi wstyd, że taka ze mnie beksa. Niestety emocje wzięły nade mną górę i poszło... Kiedy dziewczyny usłyszały, że nie przechodzą dalej, płakałam razem z nimi. Nikt by chyba nie pomyślał wtedy, że właśnie spełniło się jedno z moich marzeń, a ja rozpaczam jak szalona. Nawet nie czułam wtedy jakiejś specjalnie dużej radości. Bardzo się razem zżyliśmy tego dnia i było mi przykro, że część z nas musiała odpaść.


                                                        źródło: Grzegorz Press | TVN

Po nakręceniu ostatnich wizytówek, tym razem już jako trójka, pojechaliśmy do apartamentowców. Tam wraz z dziewczynami zamówiłyśmy pizzę i zrobiłyśmy sobie taki mały babski wieczór, a w zasadzie to nockę, bo było już późno. Następnego dnia wróciłam do domu.

                                                                źródło: Grzegorz Press | TVN

niedziela, 8 kwietnia 2012

Bootcamp.

Być może już trochę za późno na gorącą relację z całego wyjazdu do Warszawy na Bootcamp, ale postaram się wczuć w emocje, które towarzyszyły mi w tym etapie.
Do samej Warszawy musiałam przyjechać dzień wcześniej, żeby rano stawić się pod Teatrem. Zarówno teraz jak i wcześniej byłam w towarzystwie moich przyjaciół, którzy wspierali mnie przez cały ten czas. Zawieźli mnie na miejsce i zaczęło się...

Podzielono nas na 3 X Factorowe autobusy i wożono nimi po całej Warszawie. Chyba spędziliśmy tam z 2 godziny. Kiedy w końcu z nich wysiedliśmy i całe 120 osób zostawiło swoje rzeczy w szatni, zostaliśmy podzieleni na grupy, w których śpiewaliśmy wspólnie wybraną wcześniej piosenkę. Trafiłam na bardzo mocną grupę i w całości udało nam się przebrnąć przez ten etap. Później zostało nam długie oczekiwanie na wybór 40stki. Do późnych godzin nocnych koczowaliśmy na hotelowej podłodze w holu, aż w końcu przydzielono nas do 3 sal. Po jakimś czasie odwiedziło nas jury. Oczywiście zaczęli piękną mowę pogrzebową. Zostałam wkręcona na całego. Już myślałam, że moja przygoda dobiegła końca. Kiedy dowiedzieliśmy się, że to tylko niewinny żart, łzy płynęły mi strumieniami. Nadmiar emocji jednak robi swoje i ciężko było się opanować.

O 2:00 w nocy zostały przydzielone nam piosenki. Każdy miał 2 do wyboru. Na mojej liście znalazła się Supermenka i Empire State Of Mind. Pomimo, że znałam połowę Supermenki, nie czułam się dobrze w tym kawałku i porwałam się na tę anglojęzyczną. Chyba jest mi łatwiej ogarnąć tekst w języku angielskim i lepiej w tym języku mi się też śpiewa. Niestety z całej piosenki znałam tylko dwa słowa, czyli "New York". Uczyłam się tego kawałka do 3 w nocy i stwierdziłam, że dłużej nie ma sensu. Byłam już wystarczająco wyczerpana, a przecież trzeba było jeszcze się jakoś "wyspać". Po hotelu chodziła ekipa z kamerą, która kręciła nasze przygotowania. Kiedy zapukali do moich drzwi za pierwszym razem udałam, że nie słyszę. Przecież byłam ubrana w piżamę i ogólnie rzecz biorąc to już leżałam w łóżku i nie było to w żadnym wypadku wyjściowe. Niestety zapukali po raz drugi, więc stwierdziłam, że nie mogę tak udawać jakby mnie nie było i otworzyłam... Na całe szczęście nie szukali mnie, tylko mojej współlokatorki i mogłam z powrotem wrócić do łóżka. Zasnęłam o godz. 4, a budzik bezlitośnie zadzwonił o 6 rano. Ledwo wstałam, ale jak mus to mus. Trzeba było się wyszykować, zjeść śniadanie i stawić się na 8.20 pod wyjściem. Wszyscy czuliśmy się strasznie. Zmęczeni, niewyspani i z nosami w kartkach z tekstami. Chyba gorszych warunków przed występem nie można sobie wyobrazić. Siedziałam w poczekalni i popijałam energy drinka, mając nadzieję, że jakoś doda mi energii. Każdy przed występem miał 15 min próbę z klawiszowcem. Kiedy zaczęłam śpiewać kompletnie zapominałam tekstu. Totalna biała plama. Za każdym razem śpiewałam co innego i zupełnie inaczej. Czułam, że może być bardzo źle...

Przed samym występem stres mnie zabijał. Nie pamiętałam tekstu, bolała mnie głowa, bałam się, że to zawalę. Wreszcie nadeszła moja kolej. Przed wyjściem na scenę stał pan Gustaw (być może niektórzy kojarzą) i odliczał do 4. Oczywiście nawet to mi nie pomogło, bo wyszłam za szybko i w dość śmieszny sposób schowałam się z powrotem za kurtyną. Być może to mnie trochę rozluźniło, bo ludzie zaczęli chichotać, że aż samej chciało mi się śmiać, kiedy wyszłam po raz drugi. No i zaczęło się. Jedyne o czym myślałam podczas całej piosenki to TEKST. Kiedy skończyłam, odetchnęłam z ulgą, że udało mi się przebrnąć przez to i prawie nie pomylić tekstu. Stąd moje całe zadowolenie, które i tak prysło po obejrzeniu odcinka, bo występ do najlepszych nie należał. Nie ma jednak co marudzić, bo warunki były na prawdę ciężkie i niejeden się położył. Pozytywny komentarz ze strony Kuby podniósł mnie trochę na duchu i dał nadzieje na dalsze oczekiwanie.

                                 źródło: Grzegorz Press | TVN

Sama nie wiem czemu, ale czułam, że sobie poradziłam i że musi być dobrze. Oczywiście nie byłam pewna czy się dostanę dalej. Było tam wiele wspaniałych wokalistów, a w mojej grupie wiekowej przechodziło zaledwie 5 osób. Te kalkulacje mnie wykańczały. Czułam, że będzie dobrze cokolwiek by się nie stało, ale nie wiedziałam czego się spodziewać. Kiedy zaczęły się podziały na grupy i zobaczyłam jak wiele świetnych osób odpada nie miałam pojęcia co mnie czeka. Wyszliśmy na scenę i standardowo zostaliśmy wkręceni, że niby nie... ale w tym momencie już podświadomie czekałam na ten "żart" Kuby i się nie pomyliłam. Znalazłam się w 15stce!


                                 źródło: Grzegorz Press | TVN

Po całym zamieszaniu były nakręcane nasze wizytówki na banerze z X. Następnie udaliśmy się do hotelu, żeby dowiedzieć się kto zostanie naszym jurorem. Otworzyły się drzwi i weszła Tatiana. Nie byliśmy specjalnie zaskoczeni, bo mieliśmy jakieś dziwne przeczucie, że będzie to właśnie ona. Porozmawialiśmy chwilę i rozeszliśmy się do pokoi. Następnego ranka wracaliśmy do domu, niektórzy z tarczą, a jeszcze inni na niej.
A co wydarzy się dalej dowiecie się już za tydzień...



                                 źródło: Grzegorz Press | TVN

niedziela, 25 marca 2012

Here and now.

Mam tutaj spore zaległości, niemniej jednak czasem mam ochotę wylać wszystkie swoje smutki, przemyślenia i radości na papier (nawet ten wirtualny). Jak zapewne większość osób zauważyła, kolejny raz spróbowałam swoich sił w talent show. Szczerze mówiąc, myślałam, że sobie to odpuszczę. Podświadomie bałam się tego "co ludzie powiedzą..." i kolejnej porażki. Nie było jednak wcale tak źle. Kiedy pozytywne opinie zaczęły bombardować internet, zrobiłam jedno wielkie "ufff". Nie wiem czy wiecie, ale kiedy ogląda się samego siebie w telewizji, to stres w trakcie oglądania jest tak silny jak na samym występie (bynajmniej ja tak mam). Nie byłam przekonana czy poszło mi dobrze, bo jak się występuje, nie myśli się do końca "trzeźwo" o tym co się w danym momencie robi. Dopiero później można to ocenić na spokojnie obiektywnym okiem.
Nie pamiętam chwili, w której powiedziałabym "jestem z siebie zadowolona". Chyba nigdy nie byłam z siebie w pełni zadowolona. Mam to do siebie, że patrzę na to, co robię dość surowym okiem. Nie jest to jednak w żadnym wypadku złe. Tylko głupiec może być ślepo zakochany w sobie i nie wiedzieć, że można coś zrobić lepiej, bo przecież nie ma nigdzie tej górnej granicy, zgadza się?

Ledwo wkroczyłam w ten świat przesycony komercją i naszpikowany do bólu fałszem, a już chcę od niego uciec jak najdalej. Na każdym kroku ktoś chce na nas zarobić, nie ważne w jaki sposób, byleby było to opłacalne. Trzeba być twardym, bezwzględnym i dokładnie czytać to, co się podpisuje. Nie można ufać nikomu, nawet tym, którzy uparcie twierdzą, że chcą dla nas dobra... tylko czym jest to dobro? Dla jednych są to pieniądze, dla innych sława, a dla mnie? Sama nie wiem, co jest dla mnie dobre.
Myślałam, że niczego bardziej nie pragnę niż być znaną, szanowaną, mieć pieniądze i robić to, co kocham. Dzisiaj jednak zastanawiam się czy to, co wszystkim wydaje się być "szczęściem", na dłuższą metę nie staje się naszą zmorą. Co nam po byciu znanym czy sławnym, kiedy nigdy nie można zaznać spokoju ze strony innych ludzi? To chyba nie jest przyjemne, gdy wciąż czuje się na sobie oddech innych. Najgorsze jest to, że kiedy jest się już znanym, szacunek do naszej osoby rozmywa się na naszych oczach. A co nam po pieniądzach, kiedy możemy kupić już prawie wszystko i znika w nas radość z posiadania? Pamiętacie swoje pierwsze zarobione pieniądze i tę radość mieszaną na przemian z dumą, kiedy kupiło się to, o czym się przez dłuższy czas marzyło? Czasem marzenia są piękniejsze, niż sama ich realizacja. Może pora na to by docenić to, co się ma i cieszyć się życiem? Nie ma nic piękniejszego od Nas samych i od tego, że jesteśmy.

Nie bójmy się być. Nie bójmy się wyrażać samego/samej siebie. Cieszmy się każdą chwilą, przestańmy nawzajem się wyniszczać. Szanujmy siebie i innych, a wszystko będzie łatwiejsze.
I na tym zakończę już dzisiejszy monolog, który i tak zaskoczył mnie samą swoją tematyką.  A przecież chciałam napisać taki pozytywny post...