poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Rock Autostrada.

W niedzielę byliśmy na przeglądzie zespołów w niewielkiej miejscowości pod Krakowem. Wyjazd był z samego rana, toteż wszyscy cierpieliśmy na brak snu i zmęczenie. Mimo wszystko jadąc autem, wspólnie zaśpiewaliśmy sobie parę kawałków. W przypadku niektórych może nie było to śpiewanie, ale tak czy inaczej chłopcy całkiem nieźle sobie radzą jak na początki :)
Nie odbyło się bez problemów technicznych, które towarzyszą nam od zawsze. Część przebierania i make up'u musiałam zrobić w toalecie na Orlenie. To nic, że akurat kiedy podkreślałam oczy, malowałam usta i prostowałam włosy, gapiła się na mnie kolejka Niemek. Jako, że nie znam tego języka, nie mam pojęcia co mówiły, ale zapewne byłam częścią ich tematu. W końcu nie każdy stroi się w publicznej toalecie, a już na pewno nie tak jak ja... Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że nasi znajomi nie mają kolumny do gitary, którą mieli nam pożyczyć, toteż na ładne oczy próbowałam coś załatwić. W efekcie do końca się to nie powiodło i mieliśmy mały problem z ogarnięciem się na scenie.

Z tym, że był to konkurs, chyba każdy miał z tego powodu lekką tremę. Najgorszy jest pośpiech kiedy trzeba się zainstalować. Czasu jest niewiele, a od tego zależy jak się zabrzmi. Niestety nie brzmieliśmy dobrze, gdyż ekipa realizatorska nagłośniła nas wręcz fatalnie. Jedna gitara była za cicho, druga za głośno, bas z koleji za bardzo dudnił i wszystko pływało. Jeżeli chodzi o nas, to nie zagraliśmy źle. Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale było dość poprawnie zagrane, a energii na scenie nam nie brakowało. W pewnym momencie udało mi się prawie połknąć swojego włosa! Rzekłabym, o mały włos bym go połknęła ;D Zachowałam jednak zimną krew, starałam się nie otwierać za bardzo buzi i kiedy nadeszła okazja, odwróciłam się i go wyciągnęłam uffff.

Nie liczyliśmy na wygraną i tak się też nie stało. Zdziwiłam się jednak, że werdykt jury był taki jaki był, gdyż według mnie pominięto bardzo dobry zespół jakim jest Dead On Time. Chłopaki grają dość nowoczesną nutę. Ich styl muzyki jest nieco zbliżony do naszej. Zagrali bardzo profesjonalnie i jak dla mnie byli zwycięzcami tego festiwalu. Niestety jury przyznało nagrody zespołom, które grają dość klasyczne formy muzyki. Za to właśnie nie lubię Polski- wszyscy myślą tu jakimś zacofanym tokiem, a jak ktoś doceni coś nowego, świerzego, to jest już na prawdę wielki fenomen!
W jury zasiadał m.in. basista zespołu Scorpions- Paweł Mąciwoda. Tak jest, wcale nic mi się nie pomyliło! Chodzi dokładnie o tych samych Scorpionsów, których wszyscy bardzo dobrze znamy, a nasz rodak od paru ładnych lat z nimi gra.
Nie obeszło się bez pamiątkowej fotki. Dodam jeszcze, że po koncercie ów pan, który wyglądał jakby właśnie przyleciał z Ameryki, pogratulował mi występu i powiedział, że świetnie wyglądam. Nie chodziło tu jednak o urodę czy urok osobisty, a mój strój sceniczny. Miałam na sobie nowe platformy Iron Fist, które prezentowały się rewelacyjnie i aktualnie są chyba najwygodniejszymi platformami jakie posiadam!

Mimo, że wróciliśmy na tarczy, cały wyjazd był miłą przygodą. Gdybyśmy jeszcze tylko nie musieli dopłacać do paliwa, byłoby wyśmienicie!
Już za tydzień gramy koncert w Jaworze, gdzie będziemy gwiazdą wieczoru :)

z Pawłem Mąciwodą :)



czwartek, 25 sierpnia 2011

B-Day.

23 sierpnia 1991r. przyszło na świat jedno z najbardziej nieokiełznanych dzieci ever. Upór, zawziętość i darcie ryja- znak rozpoznawczy. Z pewnych rzeczy się nie wyrasta, toteż dzisiaj jako 20 letnie dziecko, nadal jestem uparta, zawzięta i szeroko pojęcie "drę ryja".

Zawsze uważałam, że data moich urodzin jest magiczna. Pewnie każdy myśli tak o swoim dniu urodzin, jednak jakbym miała wybór, to nic bym w niej nie zmieniła. Niesamowitym komfortem tej daty jest to, że obchodzę urodziny w wakacje, toteż jest więcej opcji na ich spędzanie. Jako plus rozpatruję również rok. Cieszę się, że moje dzieciństwo nie przypominało wgapiania się w ekran komputera i spotykania ze znajomymi na "gadu gadu".
Tak się wszyscy skomputeryzowaliśmy, że nie potrzebna nam pamięć o nikim, bo na facebook'u dostaniemy powiadomienie o czyiś urodzinach i w masowym nakładzie możemy życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego. Prawdziwa pamięć znaczy jednak nieco więcej...





Wielokrotnie zapominano o mnie właśnie w tym moim "magicznym" dniu. Często wolałam wykreślić ten dzień z kalendarza, żeby nie myśleć o samotności. Jak można wytłumaczyć zjawisko, kiedy wszystkich jest wokół Ciebie pełno, a jednak czujesz się być samotny/a? Za dużo poświęcamy uwagi samym sobie, co sprawia, że ignorujemy otoczenie. Jak więc żyć, żeby nie zapominać o innych, ale też i nie zapomnieć o sobie?


W tym roku nie byłam za bardzo szczęśliwa z obchodzenia swoich urodzin. Nie czekałam z niecierpliwością na prezenty i nie cieszyłam się z myślą, że znów będę starsza. W ogóle już nie chcę dorastać. Przeraża mnie przyszłość, gdy mam przed oczami wizję swojej życiowej porażki. Zbyt wiele przeżyłam, a zdecydowanie za mało udało mi się odhaczyć na liście "do zrobienia". Mimo dość pesymistycznej atmosfery, jaka ostatnio mnie przytłacza, dziękuję wszystkim, którzy szczerze o mnie pamiętali.



Nasza Nowa piosenka, na którą możecie oddać głos w konkursie organizowanym przez Empik:
http://apps.facebook.com/makemoremusic/zgloszenia/1037

 Za wszystkie głosy serdecznie dziękuję!

Podziękowania dla:
http://jedyna-singielka-w-miescie.blogspot.com/
http://miley-kto.blogspot.com/
http://jo-styleworld.blogspot.com/
http://zakochanawsztuce.blogspot.com/
http://retroladyinblack.blogspot.com/
i wszystkich tych, którzy się przyczyniają do promocji mojego zespołu! <3

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Love Song.

Witajcie!
Dzisiejsza notka zamieni się w jedno, wielkie błaganie o pomoc... Jak wiecie, bądź też nie, mój zespół właśnie wypuścił do sieci nowy kawałek. Nie jesteśmy za bardzo znani, a na jakąkolwiek większą promocję potrzeba dużych pieniędzy, których nie posiadamy.
Nasz zespół to od początku do końca cała nasza praca na przestrzeni 4 lat. Na wszystko zapracowaliśmy sami, choćby na to, żeby nagrać nowe utwory.
Internet jest bardzo mocnym środkiem przekazu, toteż każdy z Was może przyczynić się, żeby pomóc mojemu zespołowi. Nie potrzebujemy zbyt wiele... Wystarczy, że wstawicie link do naszego nagrania na swoim facebooku, photoblogu, blogu, czy też jakiejkolwiek innej stronie. Nawet nie wiecie jak wiele to daje!
Z góry dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli i mam nadzieję, że nam pomożecie!

Love Song Lyrics

Tell me all about
Just tell me all about it
What is this love between us?

Talk to me so softly
Talk to me so sweetly
What is this love between us?


Oooooooo
Love is always so blind
Oooooooo
People shouldn't love too much
Oooooooo

Sleep with me, I'm broken
Say those words unspoken
What is this lie between us?

Come with me to heaven
The room is number seven
What makes lies between us?
What makes lies with our love?


Love is innocence that we always blame
But really blind are people who used to love

Loooove
We need to love
Loooove
Unites us all in the world






Serdeczne podziękowania dla:
http://justinaaas.blogspot.com/
http://poznaj-moje-zycie.blogspot.com/
http://dierka-moda.blogspot.com/ ,
które promują piosenkę na swoich blogach!
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli, pomagają i pomogą! Kiss! <3



niedziela, 21 sierpnia 2011

A New Song!

Witajcie! W dzisiejszej notce chciałabym pokazać Wam nową piosenkę mojego zespołu!
W lutym odwiedziliśmy studio Perlazza w Opalenicy, gdzie zarejestrowaliśmy materiał składający się z 3 utworów. Pozostałe dwa zostaną udostępnione pod koniec września.
Za miks odpowiedzialny był Jacek Miłaszewski.

Jest to najlżejszy kawałek mojego zespołu. Tekst mówi o miłości, która jest pewnego rodzaju oszustwem. W dzisiejszym świecie coraz rzadziej spotykamy się z prawdziwym uczuciem. Dochodzimy do punktu, w którym zadajemy sobie pytanie "Czym jest właściwie ta miłość między nami?". Zwykle po czasie dociera do nas, że tej miłości nigdy nie było, a w zamian za to ulegliśmy efektowi zauroczenia. Pamiętajcie jednak, że to nie miłość jest ślepa, a my sami!
Mam nadzieję, że nigdy Was coś takiego nie spotka i życzę Wam tego z całego serca!

Będę wdzięczna jeśli podzielicie się tym kawałkiem ze znajomymi :)
Możecie również polubić mój zespół na facebook:
http://www.facebook.com/pages/Nurth/134487503267691


wtorek, 16 sierpnia 2011

As I Lay Dying.

W niedzielę wyruszyliśmy na koncert jednego z moich ulubionych zespołów- As I Lay Dying. Jak zwykle był to jeden z wypadów, które warto pamiętać...
Droga nieco się dłużyła, ale dotarliśmy na czas. Pierwsze co zrobiłam to atak na merch. Całe szczęście były damskie koszulki i to całkiem niezłe. Co prawda tylko jeden wzór, ale to zawsze coś. Posiadam już jedną koszulkę AILD z ostatniej trasy, także nie narzekam. Mogłam się nią polansować na gigu, bo nikt takiej nie miał :)
Pierwszy zagrał jakiś polski zespół, którego nazwy nawet nie pamiętam. W sumie żadna strata, bo grali dość monotonnie... Przed headliner'em zagrał zespół Sylosis. Grupa ta pochodzi z Wielkiej Brytanii i gra całkiem nieźle technicznie, choć powiem szczerze, że taka muza mnie nie porywa. W końcu wszedł na scenę długo oczekiwany As I Lay Dying. Przecisnęłam się do samego przodu, żeby wszystko dobrze widzieć. Po jakimś czasie znalazłam się przy samych barierkach. Za moimi plecami krążył wielki młyn. Nikt nie szczędził nagromadzonej w sobie energii. Przez brak klimatyzacji wszystko się skraplało, toteż byłam mokra jakbym wyszła spod prysznica. Moje włosy przypominały zmoczony mop. Koncert był, co tu dużo mówić- mega! Kiedy zagrali całego seta, nadeszła chwila na łapanie cennych relikwii. Wyszłam z tej bitwy z dwoma siniakami, ale posiadam kostkę basisty :D Szkoda tylko, że jest tak zdarta od grania, że nie widać na niej sygnatury zespołu.
Publika nie chciała odejść spod sceny. Tym zachowaniem wyprosiliśmy bis. Na scenę wyszedł gitarzysta i powiedział, że zwykle nigdy tego nie robią- co jest prawdą. Zagrali jednak wyczekiwanego bisa!
Po całym zamieszaniu poszliśmy pod ich tour bus, aby zrobić sobie fotki i wziąć autografy. Nie było to wcale takie proste zadanie. Musieliśmy się troche naczekać zanim zespół wyszedł z klubu. Zrobiliśmy sobie fotki z wszystkimi członkami zespołu i zgarnęliśmy ich podpisy. Wszyscy byli przesympatyczni i bardzo miło potraktowali swoich fanów. Największe wrażenie wywarł na mnie Tim (wokalista). Byłam taka zawstydzona, że ciężko było mi wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Powiedziałam mu, że kocham jego wokal i że jest dla mnie inspiracją. Następnie za namową kolegów zaśpiewałam mu fragment ich piosenki ("Through Struggle"). Nie pamiętam nawet jak to skomentował, ale czułam się w pewnym sensie taka "mała". Myślę, że był zmęczony i nie chciało mu się wcale tego słuchać. Z każdym słowem miałam wyrzuty sumienia, że zajmuję jego czas. Być może było to tylko moje wrażenie. Tak czy inaczej, jest dla mnie na pewno wielką postacią sceny metal core i fajnie było móc zamienić z nim parę zdań.
Kiedy tak sobie staliśmy wśród grupki fanów, podszedł jakiś koleś i zapytał czy ktoś mówi po angielsku. Odpowiedziałam, że tak i wtedy padło pytanie o papierosy. Nie pamiętam co dokładnie odpowiedziałam, ale na pewno padło zdanie: I don't smoke. Nagle koleś wystawił oczy i się mnie pyta skąd pochodzę. Mówię, że z Polski, na co zareagował z zaskoczeniem. Powiedział, że mówię z brytyjskim akcentem. No tak, w końcu nauka na filologi jednak nie idzie w las... Szkoda tylko, że za wszelką cenę staram się mówić z akcentem amerykańkim, a wychodzi na to, że zaciągam jak rasowy brytol haha. Pogadałam chwilę z tym chłopakiem. Jak się okazało, jest to gitarzysta zespołu Sylosis. Tym bardziej poczułam się zaszczycona, gdyż był to brytyjczyk z krwi i kości, który "docenił" mój akcent- wow! Podałam mu swoje namiary na covery z youtube. Zapisał sobie Evelynn Nurth w telefonie, ale pewnie na tym się skończy. Ciekawe czy w ogóle będzie mu się chciało mnie przesłuchać i w jakiś cudowny sposób się do mnie odezwie... Szkoda tylko, że z nim nie zrobiłam sobie żadnego zdjęcia...
Cały powrót do domu to nieustanne gubienie się. Jechaliśmy dość dziwną trasą i ciężko było nawet z mapą. Polska ma to do siebie, że brakuje znaków kierunkowych oraz objazdowych... Przez godzinę próbowaliśmy wyjechać z Sochaczewa! Na każdym wyjeździe była zamknięta droga i nigdzie nie było wyznaczonych objazdów. Prawie jak labirynt. Po drodze wspominaliśmy kolesia, który wpieprzał się na każde zdjęcie z zespołem, jak to nazwałam "na krzywy ryj". Dosłownie właził w kadr wszystkim i robił miny, jakby wyszedł z psychiatryka. Chyba wszyscy mieli go dość, a zdjęcia będą musiały iść do przeróbki w photoshopie haha. Tym miłym akcentem kończę notkę, a pod spodem trochę fotek :)

with Phil (guitar)
with Josh (bass)
Ten Pan w okularach i żółtej koszulce to ten od krzywych min, jak widać na załączonym obrazku.

with Jordan (drums)
with Nick (guitar)
with Tim (vocal)
Souvenirs :)

niedziela, 7 sierpnia 2011

Woodstock.

Od dzisiaj wszyscy zaczynają dzielić się wrażeniami z XVII Przystanku Woodstock. Jako, że też mam związane z nim przeżycia, opiszę je w dzisiejszej notce.
Dzień rozpoczął się całkiem normalnie. Nic nie zapowiadałoby, że ruszę się z domu gdziekolwiek dalej, a już na pewno nie tak bardzo "dalej". Spotkania Naszej trójki przyjaciół kończą się z reguły zaskakująco. Ostatnim razem pojechaliśmy do Karpacza (o godz. 18), żeby zjechać z toru saneczkowego, zjeść pizzę i wrócić do domu. W samym Karpaczu spędziliśmy jakieś 2 godziny. Wracanie do domu w największą, burzową ulewę- bezcenne.
Tylko my mogliśmy wymyślić wyjazd do Kostrzyna o godzinie 19.30. Chcieliśmy dojechać na Prodigy- niestety podróż zajęła nieco dłużej niż się spodziewaliśmy...
Nie mieliśmy pojęcia na co się kierować. Do dyspozycji mieliśmy google.maps. Wybraliśmy tak wyimaginowaną drogę, że gubiliśmy się pośród wiejskich dróżek, źle oznaczonych zjazdów i objazdów. Kiedy tak błądziliśmy, zapaliła się kontrolka rezerwy paliwa. Od tego momentu paliwa starcza na jakieś 70km, toteż nie spieszyliśmy się z tankowaniem. Jak już wspominałam, trasa, którą wybraliśmy, była nieco dziwna. Paliwa powoli zaczynało ubywać, a na horyzoncie nie było żadnej stacji paliw. Zwolniliśmy, żeby zmniejszyć spalanie i czekaliśmy na cud na tym całym pustkowiu! Kiedy komputer pokładowy wskazywał, że paliwa starczy na 10 km, zrobiło nam się gorąco. Już wyobrażaliśmy sobie siebie, pchających auto przed siebie pośrodku niczego. W końcu pojawiła się jakaś tabliczka, informująca o istnieniu naszej "paliwowej oazy". Udało nam się dojechać co do metra! Był to pewnego rodzaju cud. Należałoby dodać, że po drodze zobaczyliśmy największą statuę Jezusa w Europie, która znajduje się w Świebodzinie. No tak, zobaczyliśmy wielkiego Jezusa, to możemy już wracać, bo przecież na Woodstock i tak już nie dojedziemy.
Zapewne na naszym miejscu każdy by już dawno zawrócił, ale nie my. Przemierzaliśmy te wszystkie nieznane wioski, gubiliśmy się w nich, żywiąc nadzieję, że zdążymy na jakąś niespodziankę od bodajże Łąki Łan. Wcześniejsze koncerty słuchaliśmy na bieżąco w transmisji radiowej. Kiedy już w końcu dojechaliśmy do Kostrzyna, nie obeszło się bez błądzenia po nim całym. Wiedzieliśmy jednak, że musimy się kierować tam, skąd wszyscy właśnie wracają... Po zaparkowaniu auta, poszliśmy na "upragniony" Woodstock. Po drodze mijaliśmy masy ludzi, którzy o mało nas nie pozgniatali- trzeba uważać jak idzie się pod prąd. Zobaczyłam tyle twarzy po drodze, że aż kręciło mi się w głowie od nadmiaru ludzi (szczególnie, że wszyscy szli w moją stronę). Przedzierając się przez te dzikie tłumy, wreszcie dotarliśmy do miejsca z widokiem na scenę!
Skoro swoje zobaczyliśmy, to pora wracać.
Całą noc prowadziłam auto. Nie ukrywam, że przydałyby mi się zapałki do oczu. Byłam tak wykończona, że ledwo trzymałam kierownicę. Dojechaliśmy do domu przed 7 rano. I niech mi ktoś teraz powie, że nie byłam na Woodstocku? :)

Największy Jezus w Europie! (zdjęcie robione w locie)

Więcej fotek niestety nie posiadam, ale pokażę te z zeszłego roku :)