czwartek, 15 grudnia 2011

News

Z racji tego, że dawno mnie tu nie było, opiszę co działo się u mnie ostatnio. Razem z Nurth wypuściliśmy do sieci kolejny kawałek jakim jest The Crime i możecie posłuchać go tutaj:


Ostatnio zagraliśmy koncert na Mayday Festival w Głogowie, a fragment piosenki E.T. w naszym wykonaniu można posłuchać tutaj:


Kolejną nowością na YouTube jest Nasze koncertowe nagranie piosenki Saviour:




20 stycznia zagramy we wrocławskim klubie Łykend! Koncert zorganizowany jest w ramach Emergenza Festival. Cena biletu to 18 zł.
Z okazji zbliżających się świąt mamy dla Was małą niespodziankę! Możecie u Nas zamówić extra pack zawierający bilet i EPkę w cenie 25zł!
Jeżeli jesteście zainteresowani piszcie na e-mail nurth1@gmail.com w tytule wpisując wybraną opcję: BILET(18 PLN), EP(15 PLN) albo EXTRA (bilet+EP 25PLN), a w treści podając swój adres wysyłkowy oraz ilość zamawianych rzeczy.
 
Zagłosuj na Nurth! To tylko jedno kliknięcie, a dla Nas możliwość zagrania fajnego koncertu w Łodzi!
Bardzo proszę o oddanie na Nas głosu- to nic nie kosztuje, nie musicie nawet się nigdzie rejestrować (prócz facebook'a).
Z góry dziękuję za każdy głos! :)

środa, 16 listopada 2011

Nurth EP

Moi Drodzy!

W końcu mamy cieplutkie jeszcze wydanie nowej EP Nurth :)
Były to miesiące pracy spędzonej przy robieniu materiału, nagrywaniu go, mixowaniu i opakowywaniu!
Nasze wspólne "dziecko" wyszło na świat i czeka tylko na Was!


Płytki będą dostępne na koncertach w cenie 15 PLN !

Możliwy jest też zakup przez internet! Jeżeli chcecie ją u Nas zamówić, wyślijcie e-mail na: nurth1@gmail.com w tytule wpisując: ZAMAWIAM, a w treści swój adres i ilość sztuk. Następnie dostaniecie e-mail zwrotny z danymi do przelewu (cena płyty+ 5 PLN za przesyłkę). Kiedy pieniądze wpłyną na konto, przystępujemy do realizacji zamówienia (pon-pt do godz. 17:00).
 
Kto chce ją mieć już w swoich rękach? :)
 grafika to dzieło: http://alexowo.blogspot.com/

środa, 19 października 2011

This is how it goes.

Ta notka miała powstać o wiele szybciej niż przypuszczałam... Opowiedziałam Wam chwile piękne i godne zapamiętania, jakie przyniósł mi udział w programie MT. Teraz chciałabym opowiedzieć o tym, jak poczułam się skrzywdzona i oszukana.
Wszyscy widzieli mój castingowy występ. Można by go nawet określić na miarę jakiegoś sukcesu. Duża oglądalność, tysiące pozytywnych komentarzy... Co by było gdyby jednak go nie było? Szczerze mówiąc wcale bym się nie zdziwiła, a wręcz byłam na to przygotowana, że mógłby on po prostu nie zostać upubliczniony.

Dnia 12 lipca wybrałam się z przyjaciółmi na ogłoszenie wyników półfinałowych. Byliśmy raczej dobrej myśli, bo przecież pozytywne komentarze po występie wskazywały więcej procent na to, że się uda, niż nie. Tego dnia jednak wcale nie było to dla mnie takie oczywiste. Miałam dziwne przeczucie, że coś pójdzie nie tak i powrót z Wawy nie będzie tak optymistyczny, jaki mógłby się wydawać.
Na miejscu ledwo co znaleźliśmy miejsce parkingowe pod Pałacem Kultury i żeby zaoszczędzić czasu, przebrałam się i pomalowałam w samochodzie. W środku trzeba było potwierdzić swoją obecność i czekać. Kiedy tak sobie czekałam, zauważyłam, że ekipy telewizyjne robią wywiady z ludźmi, których mają na jakiejś liście. Mogłam tylko podejrzewać, że z ludźmi, którzy się dostali. Zostałam wtedy pominięta, co mnie utwierdziło w przekonaniu, że nie będzie dobrze... Kolejnym złym znakiem było przydzielenie mnie do grupy z cyrkowcami, dziwakami etc. (czego na nagraniu nie zobaczyliście, bo moja twarz została wycięta i wsadzona do zupełnie innej grupy), co utwierdziło mnie w przekonaniu, że na pewno nie przejdę, bo śpiewaków zwykle grupują razem. W takich oto grupach poszliśmy na odsłuchanie werdyktu. Była to czysta formalność i zajmowała niecałe 5 min. Stanęliśmy w rządku i odsłuchaliśmy to co jury miało Nam do powiedzenia. Każda osoba została skomentowana. Chyba nie chcielibyście wiedzieć co Chylińska powiedziała mi... Podejrzewam, że jakbym to ujawniła to już nie Kozyra byłby wrogiem numer 1. Zostawię to więc dla siebie, żeby nikogo bardziej nie zdenerwować... Kiedy podziękowali wszystkim za udział, szczerze chciałam usłyszeć, że to tylko żart. Nie wierzyłam, że to już koniec. Czułam, że w tym momencie zawalił mi się cały świat i marzenia, o które tak długo walczę. Przy wyjściu kilka ekip telewizyjnych pytających: jak się czujesz? jak wrażenia? a ty jak się czujesz? jesteście zawiedzeni? (...) W tym momencie miałam ochotę rozwalić wszystko stojące mi na drodze. Czy Ci ludzie nie mają uczuć? Przecież to wiadome, że nie czuliśmy się dobrze. Przyjechaliśmy specjalnie do Warszawy, żeby powiedzieli Nam dziękuję i nakręcili nasze smutne miny, czasem nawet łzy. To okrutne jak człowiek jest traktowany przez tego typu programy. Byliśmy towarami na sprzedaż, a nie talentami.
Wszyscy myśleli, że robię sobie jakieś jaja, dopóki nie zobaczyli, że gorzka mina przybrała permanentny charakter. Miałam w głowie taką pustkę, a jednocześnie wielki szum. Nie wiedziałam co dalej. Masowo zaczęłam wysyłać smsy, że się nie udało. Myślałam, że to udźwignę i dam sobie radę. W pewnym momencie się jednak totalnie rozsypałam. Łzy płynęły mi strumieniami i straciłam wszelką ochotę do życia. Jak to się mogło stać? Przecież mówili mi tyle dobrych rzeczy? Najpierw byłam fenomenalna, a potem jednak już nie... Czułam się jakby ktoś zabawił się moim kosztem, oszukał mnie. Wtedy myślałam, że wszystko na marne. Nie sądziłam, że pokażą mnie nawet w telewizji, a przecież na tym najbardziej mi zależało. Nie przyszłam tam, żeby wygrać, nawet tego nie chciałam. Miałam na celu wypromowanie swojego zespołu, ale jak miałam to zrobić kiedy mój występ nie był im już nawet do niczego potrzebny, bo przecież się nie dostałam?
Brałam sobie ten program na prawdę na poważnie. Nie chcę mówić ile pieniędzy wydałam na wszystkie przygotowania, bo jak wtedy o tym myślałam, to było mi jeszcze bardziej żal. Moje wszystkie oszczędności poszły na kosmetyczkę, fryzjera, dojazd do Wawy i wiele innych tego typu rzeczy. Nie dość, że byłam goła, to w dodatku nie wesoła- jak to w życiu bywa... Za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć dlaczego? Myślałam o tym przez całe wakacje i nie znalazłam żadnego wytłumaczenia. W końcu zeszłam na ziemię i zaczęłam z powrotem żyć jak dawniej, do momentu kiedy dowiedziałam się, że pokazano mnie w zapowiedzi kolejnego odcinka. Nie odbiera mi TVN, toteż nie oglądałam tego programu. Poniekąd też czułam się źle, przypominając sobie o tym wszystkim...
Nie miałam czasu do stracenia. Musiałam jak najszybciej założyć swoją stronę na FB, żeby nie stracić tej 5 minutowej szansy. W końcu poczułam, że jednak los się do mnie uśmiechnął i wszystko to miało swój sens. Liczba fanów zaczęła wzrastać wraz z kosmiczną oglądalnością na youtube.  To było piękne! Szkoda mi było tylko powiedzieć, że nic z tego nie wyszło... Wszyscy ciągle wypytywali o dalszy repertuar, a ja przecież nie mogłam nic powiedzieć... Było mi przykro, że zawiodę tylu ludzi, tylu wspaniałych ludzi.
Po mojej porażce okazali się być równie wspaniali i stali za mną murem, co nadal robią!

Pomimo tego, że nie wygrałam tego programu, czuję się jak wygrana :) Udowodniłam coś nie tylko sobie, ale też innym, którzy przez całe życie we mnie nie wierzyli. Mam nadzieję, że jeszcze o mnie usłyszycie. Teraz skupiam się na zespole i już niedługo pokażemy Wam nowe EP! Do usłyszenia! :)

 


czwartek, 6 października 2011

Ewelina Lisowska.

Witajcie! Jak wiecie ostatnio został pokazany w telewizji mój występ w "Mam Talent". Na stronie mamtalent.pl prowadzona jest sonda, dotycząca najlepszego występu 5 odcinka, w której prowadzę 26%. Z dnia na dzień rośnie również oglądalność na YouTube, która aktualnie wynosi blisko 113 tys. przez tylko 4 dni! Jeszcze wczoraj zajmowałam 138 miejsce na liście globalnej w kategorii rozrywka (ulubione). Dzisiaj rotacje są następujące:
Jest to dla mnie niezmiernie ważne! Nie sądziłam, że to wywoła takie zamieszanie. Słynny tekst Roberta Kozyry "jedziesz Shakirą" znalazł się nawet na Pudelku :)
Dziękuję za wszystkie miłe komentarze i wsparcie!


Nagrałam również ten sam utwór w wersji akustycznej!

Zapraszam do polubienia mojej strony na facebook! http://www.facebook.com/Lisowska.Ewelina

piątek, 30 września 2011

TV.

Już jutro
godz. 20:00
stacja TVN
możecie zobaczyć mój występ
w programie
"Mam Talent"!
Zapraszam przed telewizory!


niedziela, 25 września 2011

Got a talent.

W kwietniu wybrałam się na casting do programu "Mam talent". Oczywiście był to precasting, więc nie wiązałam z tym jakiś wielkich nadziei. We Wrocławiu, jak i w każdym innym mieście liczba uczestników dosięgała tysiąca, a z każdego miasta wybierano około 60 osób. Szanse na dostanie się były więc bardzo małe. Kiedy skończył się już termin nadsyłania smsów do osób, które się dostały, nie miałam wątpliwości, że była to kolejna nieudana próba. Nieoczekiwanie, kiedy siedziałam na zajęciach, dostałam sms'a z informacją: "Gratulujemy, dostałaś się do kolejnego etapu Mam Talent (...)". Nie potrafię opisać radości jaka się ze mnie wyzwoliła. W końcu poczułam się być zauważona!
Starannie przygotowywałam się do castingu z jury. Chyba nie muszę mówić, że stres był w tym momencie ogromny! Od tego w końcu zależała częściowo moja przyszłość... Codziennie ćwiczyłam wybraną piosenkę i myślami ubierałam się w połowę swojej szafy- bo przecież strój musiał być dobrze dobrany...
W końcu nadszedł ten dzień! Zjawiłam się w Operze Wrocławskiej z samego rana i z niecierpliwością oczekiwałam na swój występ. Byłam przed ostatnią uczestniczką, także mijały godziny zanim pojawiłam się na scenie. Wreszcie nadszedł ten długo oczekiwany moment i stanęłam twarzą w twarz przed Agnieszką Chylińską, Małgorzatą Foremniak i Robertem Kozyrą... a co było dalej dowiecie się oglądając najbliższy odcinek "Mam Talent". Zapraszam przed telewizory :)


Możecie posłuchać również mojego nowego coveru:

+Założyłam na facebook swoją oficjalną stronkę! Można mnie tam polubić, po raz pierwszy w mojej historii internetowej z imienia i nazwiska, wpisując w wyszukiwarce Ewelina Lisowska! Kiss! :)

sobota, 17 września 2011

Jessie J.

Dzisiejszą notkę chciałabym poświęcić niezwykłej wokalistce, która fascynuje mnie już od jakiegoś czasu, a jest nią- Jessie J. Moja pierwsza styczność z jej kawałkiem "Price tag", była dość obojętna. Potraktowałam ten kawałek jak jeden z wielu, które słyszę w radiu. Pewnego dnia pokusiłam się jednak, żeby sprawdzić kim tak w zasadzie jest ta Jessie J i dlaczego jest koło niej tak głośno...
Odpaliłam YouTube i przesłuchałam "Do it like a dude". Spodobał mi się w tym kawałku "czarny" klimat, oszałamiający wygląd Jessie i jej styl bycia. Oczywiście pudrowane teledyski nie podbijają mojego serca, także musiałam obejrzeć jakiś występ Jessie J live. W tym momencie już kompletnie się w niej zakochałam! Dziewczyna nie tyle co ma świetny głos, dobrą technikę, genialne ruchy, ale i swoistą naturalność bycia na scenie. Byłam i nadal jestem pod wielkim wrażeniem! Koniecznie polecam obejrzeć:

Kiedy przesłuchałam całej płyty, jedyne co przychodziło mi na myśl to "chcę więcej"! Kawałki: Nobody's perfect, Who's laughing now czy Who you are wpadły mi w głowę, ucho i serce. Jakby to powiedział Nergal, ta dziewczyna zaliczyła moje wszystkie 3 bazy! Marzę, aby móc się znaleźć kiedyś na jej koncercie!


Wraz z fascynacją Jessie J, przyszła do mnie kolejna mania, tym razem na jej usta! Bogato zdobione cekinami, bądź intensywnie nasycone kolorem- właśnie taki styl charakteryzuje Jessie J. Czy zna się ktoś na kosmetykach potrzebnych do osiągnięcia takiego efektu? Będę wdzięczna za informacje :)


Na zakończenie chciałabym pokazać równie interesujący filmik, nagrany podczas próby z zespołem. I niech ktoś teraz powie, że ona nie potrafi śpiewać ;)


Tekst piosenki szczególnie przykuł moją uwagę. Jest w nim mowa o tym, jak niegdyś mała Jessie była postrzegana przez swoich rówieśników. Wiecznie wyśmiewana i traktowana jak "alien". Kiedy odniosła sukces nagle reszta świata, jakby zapomniała o przeszłości i za wszelką cenę chciała być jej przyjacielem.
Zwykle łatwo jest nam się z kogoś naśmiewać, ale nie zapominajmy, że w przyszłości role mogą się odwrócić!

So make your jokes
Go for broke
Blow your smoke
You're not alone
But who's laughing now
But who's laughing now
So raise the bar
Hit me hard
Play your cards
Be a star
But who's laughing now
But who's laughing now (...)

poniedziałek, 29 sierpnia 2011

Rock Autostrada.

W niedzielę byliśmy na przeglądzie zespołów w niewielkiej miejscowości pod Krakowem. Wyjazd był z samego rana, toteż wszyscy cierpieliśmy na brak snu i zmęczenie. Mimo wszystko jadąc autem, wspólnie zaśpiewaliśmy sobie parę kawałków. W przypadku niektórych może nie było to śpiewanie, ale tak czy inaczej chłopcy całkiem nieźle sobie radzą jak na początki :)
Nie odbyło się bez problemów technicznych, które towarzyszą nam od zawsze. Część przebierania i make up'u musiałam zrobić w toalecie na Orlenie. To nic, że akurat kiedy podkreślałam oczy, malowałam usta i prostowałam włosy, gapiła się na mnie kolejka Niemek. Jako, że nie znam tego języka, nie mam pojęcia co mówiły, ale zapewne byłam częścią ich tematu. W końcu nie każdy stroi się w publicznej toalecie, a już na pewno nie tak jak ja... Gdy dojechaliśmy na miejsce okazało się, że nasi znajomi nie mają kolumny do gitary, którą mieli nam pożyczyć, toteż na ładne oczy próbowałam coś załatwić. W efekcie do końca się to nie powiodło i mieliśmy mały problem z ogarnięciem się na scenie.

Z tym, że był to konkurs, chyba każdy miał z tego powodu lekką tremę. Najgorszy jest pośpiech kiedy trzeba się zainstalować. Czasu jest niewiele, a od tego zależy jak się zabrzmi. Niestety nie brzmieliśmy dobrze, gdyż ekipa realizatorska nagłośniła nas wręcz fatalnie. Jedna gitara była za cicho, druga za głośno, bas z koleji za bardzo dudnił i wszystko pływało. Jeżeli chodzi o nas, to nie zagraliśmy źle. Wiadomo, że zawsze może być lepiej, ale było dość poprawnie zagrane, a energii na scenie nam nie brakowało. W pewnym momencie udało mi się prawie połknąć swojego włosa! Rzekłabym, o mały włos bym go połknęła ;D Zachowałam jednak zimną krew, starałam się nie otwierać za bardzo buzi i kiedy nadeszła okazja, odwróciłam się i go wyciągnęłam uffff.

Nie liczyliśmy na wygraną i tak się też nie stało. Zdziwiłam się jednak, że werdykt jury był taki jaki był, gdyż według mnie pominięto bardzo dobry zespół jakim jest Dead On Time. Chłopaki grają dość nowoczesną nutę. Ich styl muzyki jest nieco zbliżony do naszej. Zagrali bardzo profesjonalnie i jak dla mnie byli zwycięzcami tego festiwalu. Niestety jury przyznało nagrody zespołom, które grają dość klasyczne formy muzyki. Za to właśnie nie lubię Polski- wszyscy myślą tu jakimś zacofanym tokiem, a jak ktoś doceni coś nowego, świerzego, to jest już na prawdę wielki fenomen!
W jury zasiadał m.in. basista zespołu Scorpions- Paweł Mąciwoda. Tak jest, wcale nic mi się nie pomyliło! Chodzi dokładnie o tych samych Scorpionsów, których wszyscy bardzo dobrze znamy, a nasz rodak od paru ładnych lat z nimi gra.
Nie obeszło się bez pamiątkowej fotki. Dodam jeszcze, że po koncercie ów pan, który wyglądał jakby właśnie przyleciał z Ameryki, pogratulował mi występu i powiedział, że świetnie wyglądam. Nie chodziło tu jednak o urodę czy urok osobisty, a mój strój sceniczny. Miałam na sobie nowe platformy Iron Fist, które prezentowały się rewelacyjnie i aktualnie są chyba najwygodniejszymi platformami jakie posiadam!

Mimo, że wróciliśmy na tarczy, cały wyjazd był miłą przygodą. Gdybyśmy jeszcze tylko nie musieli dopłacać do paliwa, byłoby wyśmienicie!
Już za tydzień gramy koncert w Jaworze, gdzie będziemy gwiazdą wieczoru :)

z Pawłem Mąciwodą :)



czwartek, 25 sierpnia 2011

B-Day.

23 sierpnia 1991r. przyszło na świat jedno z najbardziej nieokiełznanych dzieci ever. Upór, zawziętość i darcie ryja- znak rozpoznawczy. Z pewnych rzeczy się nie wyrasta, toteż dzisiaj jako 20 letnie dziecko, nadal jestem uparta, zawzięta i szeroko pojęcie "drę ryja".

Zawsze uważałam, że data moich urodzin jest magiczna. Pewnie każdy myśli tak o swoim dniu urodzin, jednak jakbym miała wybór, to nic bym w niej nie zmieniła. Niesamowitym komfortem tej daty jest to, że obchodzę urodziny w wakacje, toteż jest więcej opcji na ich spędzanie. Jako plus rozpatruję również rok. Cieszę się, że moje dzieciństwo nie przypominało wgapiania się w ekran komputera i spotykania ze znajomymi na "gadu gadu".
Tak się wszyscy skomputeryzowaliśmy, że nie potrzebna nam pamięć o nikim, bo na facebook'u dostaniemy powiadomienie o czyiś urodzinach i w masowym nakładzie możemy życzyć wszystkim wszystkiego najlepszego. Prawdziwa pamięć znaczy jednak nieco więcej...





Wielokrotnie zapominano o mnie właśnie w tym moim "magicznym" dniu. Często wolałam wykreślić ten dzień z kalendarza, żeby nie myśleć o samotności. Jak można wytłumaczyć zjawisko, kiedy wszystkich jest wokół Ciebie pełno, a jednak czujesz się być samotny/a? Za dużo poświęcamy uwagi samym sobie, co sprawia, że ignorujemy otoczenie. Jak więc żyć, żeby nie zapominać o innych, ale też i nie zapomnieć o sobie?


W tym roku nie byłam za bardzo szczęśliwa z obchodzenia swoich urodzin. Nie czekałam z niecierpliwością na prezenty i nie cieszyłam się z myślą, że znów będę starsza. W ogóle już nie chcę dorastać. Przeraża mnie przyszłość, gdy mam przed oczami wizję swojej życiowej porażki. Zbyt wiele przeżyłam, a zdecydowanie za mało udało mi się odhaczyć na liście "do zrobienia". Mimo dość pesymistycznej atmosfery, jaka ostatnio mnie przytłacza, dziękuję wszystkim, którzy szczerze o mnie pamiętali.



Nasza Nowa piosenka, na którą możecie oddać głos w konkursie organizowanym przez Empik:
http://apps.facebook.com/makemoremusic/zgloszenia/1037

 Za wszystkie głosy serdecznie dziękuję!

Podziękowania dla:
http://jedyna-singielka-w-miescie.blogspot.com/
http://miley-kto.blogspot.com/
http://jo-styleworld.blogspot.com/
http://zakochanawsztuce.blogspot.com/
http://retroladyinblack.blogspot.com/
i wszystkich tych, którzy się przyczyniają do promocji mojego zespołu! <3

poniedziałek, 22 sierpnia 2011

Love Song.

Witajcie!
Dzisiejsza notka zamieni się w jedno, wielkie błaganie o pomoc... Jak wiecie, bądź też nie, mój zespół właśnie wypuścił do sieci nowy kawałek. Nie jesteśmy za bardzo znani, a na jakąkolwiek większą promocję potrzeba dużych pieniędzy, których nie posiadamy.
Nasz zespół to od początku do końca cała nasza praca na przestrzeni 4 lat. Na wszystko zapracowaliśmy sami, choćby na to, żeby nagrać nowe utwory.
Internet jest bardzo mocnym środkiem przekazu, toteż każdy z Was może przyczynić się, żeby pomóc mojemu zespołowi. Nie potrzebujemy zbyt wiele... Wystarczy, że wstawicie link do naszego nagrania na swoim facebooku, photoblogu, blogu, czy też jakiejkolwiek innej stronie. Nawet nie wiecie jak wiele to daje!
Z góry dziękuję wszystkim ludziom dobrej woli i mam nadzieję, że nam pomożecie!

Love Song Lyrics

Tell me all about
Just tell me all about it
What is this love between us?

Talk to me so softly
Talk to me so sweetly
What is this love between us?


Oooooooo
Love is always so blind
Oooooooo
People shouldn't love too much
Oooooooo

Sleep with me, I'm broken
Say those words unspoken
What is this lie between us?

Come with me to heaven
The room is number seven
What makes lies between us?
What makes lies with our love?


Love is innocence that we always blame
But really blind are people who used to love

Loooove
We need to love
Loooove
Unites us all in the world






Serdeczne podziękowania dla:
http://justinaaas.blogspot.com/
http://poznaj-moje-zycie.blogspot.com/
http://dierka-moda.blogspot.com/ ,
które promują piosenkę na swoich blogach!
Dziękuję wszystkim, którzy pomogli, pomagają i pomogą! Kiss! <3



niedziela, 21 sierpnia 2011

A New Song!

Witajcie! W dzisiejszej notce chciałabym pokazać Wam nową piosenkę mojego zespołu!
W lutym odwiedziliśmy studio Perlazza w Opalenicy, gdzie zarejestrowaliśmy materiał składający się z 3 utworów. Pozostałe dwa zostaną udostępnione pod koniec września.
Za miks odpowiedzialny był Jacek Miłaszewski.

Jest to najlżejszy kawałek mojego zespołu. Tekst mówi o miłości, która jest pewnego rodzaju oszustwem. W dzisiejszym świecie coraz rzadziej spotykamy się z prawdziwym uczuciem. Dochodzimy do punktu, w którym zadajemy sobie pytanie "Czym jest właściwie ta miłość między nami?". Zwykle po czasie dociera do nas, że tej miłości nigdy nie było, a w zamian za to ulegliśmy efektowi zauroczenia. Pamiętajcie jednak, że to nie miłość jest ślepa, a my sami!
Mam nadzieję, że nigdy Was coś takiego nie spotka i życzę Wam tego z całego serca!

Będę wdzięczna jeśli podzielicie się tym kawałkiem ze znajomymi :)
Możecie również polubić mój zespół na facebook:
http://www.facebook.com/pages/Nurth/134487503267691


wtorek, 16 sierpnia 2011

As I Lay Dying.

W niedzielę wyruszyliśmy na koncert jednego z moich ulubionych zespołów- As I Lay Dying. Jak zwykle był to jeden z wypadów, które warto pamiętać...
Droga nieco się dłużyła, ale dotarliśmy na czas. Pierwsze co zrobiłam to atak na merch. Całe szczęście były damskie koszulki i to całkiem niezłe. Co prawda tylko jeden wzór, ale to zawsze coś. Posiadam już jedną koszulkę AILD z ostatniej trasy, także nie narzekam. Mogłam się nią polansować na gigu, bo nikt takiej nie miał :)
Pierwszy zagrał jakiś polski zespół, którego nazwy nawet nie pamiętam. W sumie żadna strata, bo grali dość monotonnie... Przed headliner'em zagrał zespół Sylosis. Grupa ta pochodzi z Wielkiej Brytanii i gra całkiem nieźle technicznie, choć powiem szczerze, że taka muza mnie nie porywa. W końcu wszedł na scenę długo oczekiwany As I Lay Dying. Przecisnęłam się do samego przodu, żeby wszystko dobrze widzieć. Po jakimś czasie znalazłam się przy samych barierkach. Za moimi plecami krążył wielki młyn. Nikt nie szczędził nagromadzonej w sobie energii. Przez brak klimatyzacji wszystko się skraplało, toteż byłam mokra jakbym wyszła spod prysznica. Moje włosy przypominały zmoczony mop. Koncert był, co tu dużo mówić- mega! Kiedy zagrali całego seta, nadeszła chwila na łapanie cennych relikwii. Wyszłam z tej bitwy z dwoma siniakami, ale posiadam kostkę basisty :D Szkoda tylko, że jest tak zdarta od grania, że nie widać na niej sygnatury zespołu.
Publika nie chciała odejść spod sceny. Tym zachowaniem wyprosiliśmy bis. Na scenę wyszedł gitarzysta i powiedział, że zwykle nigdy tego nie robią- co jest prawdą. Zagrali jednak wyczekiwanego bisa!
Po całym zamieszaniu poszliśmy pod ich tour bus, aby zrobić sobie fotki i wziąć autografy. Nie było to wcale takie proste zadanie. Musieliśmy się troche naczekać zanim zespół wyszedł z klubu. Zrobiliśmy sobie fotki z wszystkimi członkami zespołu i zgarnęliśmy ich podpisy. Wszyscy byli przesympatyczni i bardzo miło potraktowali swoich fanów. Największe wrażenie wywarł na mnie Tim (wokalista). Byłam taka zawstydzona, że ciężko było mi wydusić z siebie jakiekolwiek słowo. Powiedziałam mu, że kocham jego wokal i że jest dla mnie inspiracją. Następnie za namową kolegów zaśpiewałam mu fragment ich piosenki ("Through Struggle"). Nie pamiętam nawet jak to skomentował, ale czułam się w pewnym sensie taka "mała". Myślę, że był zmęczony i nie chciało mu się wcale tego słuchać. Z każdym słowem miałam wyrzuty sumienia, że zajmuję jego czas. Być może było to tylko moje wrażenie. Tak czy inaczej, jest dla mnie na pewno wielką postacią sceny metal core i fajnie było móc zamienić z nim parę zdań.
Kiedy tak sobie staliśmy wśród grupki fanów, podszedł jakiś koleś i zapytał czy ktoś mówi po angielsku. Odpowiedziałam, że tak i wtedy padło pytanie o papierosy. Nie pamiętam co dokładnie odpowiedziałam, ale na pewno padło zdanie: I don't smoke. Nagle koleś wystawił oczy i się mnie pyta skąd pochodzę. Mówię, że z Polski, na co zareagował z zaskoczeniem. Powiedział, że mówię z brytyjskim akcentem. No tak, w końcu nauka na filologi jednak nie idzie w las... Szkoda tylko, że za wszelką cenę staram się mówić z akcentem amerykańkim, a wychodzi na to, że zaciągam jak rasowy brytol haha. Pogadałam chwilę z tym chłopakiem. Jak się okazało, jest to gitarzysta zespołu Sylosis. Tym bardziej poczułam się zaszczycona, gdyż był to brytyjczyk z krwi i kości, który "docenił" mój akcent- wow! Podałam mu swoje namiary na covery z youtube. Zapisał sobie Evelynn Nurth w telefonie, ale pewnie na tym się skończy. Ciekawe czy w ogóle będzie mu się chciało mnie przesłuchać i w jakiś cudowny sposób się do mnie odezwie... Szkoda tylko, że z nim nie zrobiłam sobie żadnego zdjęcia...
Cały powrót do domu to nieustanne gubienie się. Jechaliśmy dość dziwną trasą i ciężko było nawet z mapą. Polska ma to do siebie, że brakuje znaków kierunkowych oraz objazdowych... Przez godzinę próbowaliśmy wyjechać z Sochaczewa! Na każdym wyjeździe była zamknięta droga i nigdzie nie było wyznaczonych objazdów. Prawie jak labirynt. Po drodze wspominaliśmy kolesia, który wpieprzał się na każde zdjęcie z zespołem, jak to nazwałam "na krzywy ryj". Dosłownie właził w kadr wszystkim i robił miny, jakby wyszedł z psychiatryka. Chyba wszyscy mieli go dość, a zdjęcia będą musiały iść do przeróbki w photoshopie haha. Tym miłym akcentem kończę notkę, a pod spodem trochę fotek :)

with Phil (guitar)
with Josh (bass)
Ten Pan w okularach i żółtej koszulce to ten od krzywych min, jak widać na załączonym obrazku.

with Jordan (drums)
with Nick (guitar)
with Tim (vocal)
Souvenirs :)

niedziela, 7 sierpnia 2011

Woodstock.

Od dzisiaj wszyscy zaczynają dzielić się wrażeniami z XVII Przystanku Woodstock. Jako, że też mam związane z nim przeżycia, opiszę je w dzisiejszej notce.
Dzień rozpoczął się całkiem normalnie. Nic nie zapowiadałoby, że ruszę się z domu gdziekolwiek dalej, a już na pewno nie tak bardzo "dalej". Spotkania Naszej trójki przyjaciół kończą się z reguły zaskakująco. Ostatnim razem pojechaliśmy do Karpacza (o godz. 18), żeby zjechać z toru saneczkowego, zjeść pizzę i wrócić do domu. W samym Karpaczu spędziliśmy jakieś 2 godziny. Wracanie do domu w największą, burzową ulewę- bezcenne.
Tylko my mogliśmy wymyślić wyjazd do Kostrzyna o godzinie 19.30. Chcieliśmy dojechać na Prodigy- niestety podróż zajęła nieco dłużej niż się spodziewaliśmy...
Nie mieliśmy pojęcia na co się kierować. Do dyspozycji mieliśmy google.maps. Wybraliśmy tak wyimaginowaną drogę, że gubiliśmy się pośród wiejskich dróżek, źle oznaczonych zjazdów i objazdów. Kiedy tak błądziliśmy, zapaliła się kontrolka rezerwy paliwa. Od tego momentu paliwa starcza na jakieś 70km, toteż nie spieszyliśmy się z tankowaniem. Jak już wspominałam, trasa, którą wybraliśmy, była nieco dziwna. Paliwa powoli zaczynało ubywać, a na horyzoncie nie było żadnej stacji paliw. Zwolniliśmy, żeby zmniejszyć spalanie i czekaliśmy na cud na tym całym pustkowiu! Kiedy komputer pokładowy wskazywał, że paliwa starczy na 10 km, zrobiło nam się gorąco. Już wyobrażaliśmy sobie siebie, pchających auto przed siebie pośrodku niczego. W końcu pojawiła się jakaś tabliczka, informująca o istnieniu naszej "paliwowej oazy". Udało nam się dojechać co do metra! Był to pewnego rodzaju cud. Należałoby dodać, że po drodze zobaczyliśmy największą statuę Jezusa w Europie, która znajduje się w Świebodzinie. No tak, zobaczyliśmy wielkiego Jezusa, to możemy już wracać, bo przecież na Woodstock i tak już nie dojedziemy.
Zapewne na naszym miejscu każdy by już dawno zawrócił, ale nie my. Przemierzaliśmy te wszystkie nieznane wioski, gubiliśmy się w nich, żywiąc nadzieję, że zdążymy na jakąś niespodziankę od bodajże Łąki Łan. Wcześniejsze koncerty słuchaliśmy na bieżąco w transmisji radiowej. Kiedy już w końcu dojechaliśmy do Kostrzyna, nie obeszło się bez błądzenia po nim całym. Wiedzieliśmy jednak, że musimy się kierować tam, skąd wszyscy właśnie wracają... Po zaparkowaniu auta, poszliśmy na "upragniony" Woodstock. Po drodze mijaliśmy masy ludzi, którzy o mało nas nie pozgniatali- trzeba uważać jak idzie się pod prąd. Zobaczyłam tyle twarzy po drodze, że aż kręciło mi się w głowie od nadmiaru ludzi (szczególnie, że wszyscy szli w moją stronę). Przedzierając się przez te dzikie tłumy, wreszcie dotarliśmy do miejsca z widokiem na scenę!
Skoro swoje zobaczyliśmy, to pora wracać.
Całą noc prowadziłam auto. Nie ukrywam, że przydałyby mi się zapałki do oczu. Byłam tak wykończona, że ledwo trzymałam kierownicę. Dojechaliśmy do domu przed 7 rano. I niech mi ktoś teraz powie, że nie byłam na Woodstocku? :)

Największy Jezus w Europie! (zdjęcie robione w locie)

Więcej fotek niestety nie posiadam, ale pokażę te z zeszłego roku :)


niedziela, 31 lipca 2011

Time Capsule.

Zawsze pragnęłam odnaleźć "coś" z przeszłości. Uwielbiałam przeglądać stare zdjęcia, przymierzać ubrania z czasów młodości mojej mamy, czy też znajdować na strychu u babci różne "skarby". Pewnego dnia, postanowiłyśmy z kuzynką, że zakopiemy swoją kapsułę czasu. Pomyślałyśmy, że miło będzie później ją otworzyć i znaleźć coś ciekawego. Czas jaki wyznaczyłyśmy na jej otwarcie to 5 lat. Z racji tego, że było to w 2006 roku, powinnyśmy odkopać ją w roku bieżącym.
Wczoraj oglądając jeden z odcinków "Lost", przypomniałam sobie o ukrytym pudełku. Dziwnym zbiegiem okoliczności było to, że moja kuzynka też o nim pomyślała. Postanowiłyśmy, że to dziś będzie ten dzień.





Byłyśmy cholernie ciekawe co zakopałyśmy 5 lat temu. Jedyne czego byłam pewna to list. Niecierpliwie czekałam, aż będę mogła przeczytać to, co napisałam.  Kiedy wyjęłyśmy metalowe pudełko po czekoladkach z Wedla, nie wyglądało tak, jak sobie wyobrażałyśmy. W środku było brudno od ziemi, która się tam dostała, a rzeczy były pokryte czymś w rodzaju pleśni. Dobrze, że nie zakopałyśmy tego na 20 lat, bo pewnie nic by nie zostało... Jak było napisane w liście: zakopałyśmy bezużyteczne śmieci, które po wyciągnięciu miały stać się skarbami. Szkoda tylko, że te "śmieci" po wyciągnięciu bardziej przypominały śmieci niż wcześniej. Nie wiem czy można to w ogóle zaliczyć do skarbów... Tak czy inaczej, inicjatywa była szczytna!
Wśród Naszych skarbów odnalazłam swoją pierwszą strunę od gitary. W liście napisałam zdanie: "Jak to odkopię, to mam nadzieję, że moja struna od gitary (pierwsza), będzie warta wiele dla moich fanów, czyli inaczej mówiąc, mam nadzieję, że coś wielkiego osiągnę w kwestii muzyki". 


Życie jest dziwne i przewrotne. Kiedy jesteśmy dziećmi, marzymy by być kimś, kim nigdy się nie staliśmy. Stawiamy sobie cele i wyznaczamy im daty, które znowu stają się odległym punktem do zrealizowania.
Nie stałam się osobą z mojej wymarzonej przyszłości. Myślę, że stałam się lepszą osobą, niż mogłam kiedykolwiek sobie wyobrazić. Z perspektywy czasu inaczej rozumie się pojęcie wielkości i znajduje się inne drogi na realizację swoich marzeń. Nie żyjmy, spełniając marzenia- spełniajmy marzenia, żyjąc.


wtorek, 26 lipca 2011

On the stage.

Bywają ludzie, którzy stoją na scenie bez świadomości bycia na niej. Po co więc na niej stoją? Bo lubią kiedy się na nich patrzy. Zawsze bałam się tego wzroku i czasem wolałam, żeby nikt na mnie nie patrzył. Nie potrafiłam jednak żyć bez wejścia na nią.

Długo szukałam swojej drogi wyrazu. Oswajałam się, niczym dzika zwierzyna z czymś, co było przecież takie naturalne. Wystarczyło tylko przelać swoje emocje na ludzi. Często jednak wstydzimy się otworzyć na innych, bądź też obawiamy się ich reakcji. Nikt przecież nie chce być wyśmianym.
Kiedy odkryłam, że nie rusza mnie już śmiech, pogarda i nienawiść ze strony innych, stanęłam na niej pewnymi stopami, bez obawy, że coś nie wyjdzie. Najważniejsze, żeby ufać samemu sobie i być pewnym tego co się robi. W końcu komu bardziej możemy zaufać jak nie nam samym?

Mam wiele marzeń, które chciałabym na niej zrealizować. Wciąż robię za mało- bynajmniej nie tyle, ile mnie satysfakcjonuje. W dzisiejszych czasach nie liczy się tylko sama muzyka, trzeba też zrobić dobre widowisko. Niewątpliwie mistrzynią w tym jest Lady Gaga, której każdy występ jest jedyny w swoim rodzaju. Odpowiada za to sztab specjalistów, a wszystko wiąże się z dużymi pieniędzmi. Artysta przestaje być artystą, a staje się firmą zarabiającą pieniądze. To przykre, że zwykle oglądamy/słuchamy to co jest na sprzedaż, a nie to co płynie prosto z serca. Zbyt wiele gwiazd leży na sklepowej półce, a zbyt mało oddaje ludziom siebie. Być może dlatego nikt nigdy mnie nie "kupi". Nie jestem za dobrym produktem na sprzedaż. Skoro jednak urodziłam się na scenie, chcę też na niej umrzeć, bez względu na to ile osób będzie wtedy na mnie patrzyło.